piątek, 19 lipca 2013

O tym, że elfy i krasnoludy się nie lubią, czyli Zła Rasa

Witam, powracamy dziś z kolejną analizą. Tym razem pod toporek pójdzie pierwszy rozdział opka o Legolasie i Gimlim, którzy zachowują się jak stare dobre małżeństwo. Autorką jest JennyArwen, tłumaczenie z niemieckiego by Arkanistka. Link do oryginału:
Z góry ostrzegam, że to opko jest psychodeliczne i niszczy psychikę. Ja się załamałam.
Analizują Red i Arkanistka.


Zła Rasa

Rozdział I: Zebranie u Elronda

Był sobie kiedyś krasnolud. Mieszkał w Śródziemiu. I nazywał się Gimli.

Była raz sobie pewna arkanistka. Mieszkała na Ziemi. Nazywała się Arkanistka.

Było sobie kiedyś opko. Mieszkało w Internecie. I nazywało się "Zła Rasa". Tytuł adekwatny, bo to opko jest złe, a nawet zUe.

Gimli nie był taki, jak inne krasnoludy. Zaczęło się od tego, że wykazywał wyjątkowe zainteresowanie elfami. Elfami płci męskiej, dokładnie rzecz biorąc. U większości krasnoludów jest wręcz odwrotnie.

To elfy płci męskiej interesują się nimi. Wszystko przez te włosy na klacie.

Należy w tym momencie powiedzieć, że krasnoludy niespecjalnie dobrze dogadują się z elfami.

To może to po prostu powiedz,a nie mów, że "należy powiedzieć".

 Tak samo jak elfy niespecjalnie lubią krasnoludy. Jednak Gimli był w końcu wyjątkowym krasnoludem. Stąd też jego zainteresowanie.

Ja też jestem kimś wyjątkowym, ale lesbijką z tego powodu nie jestem...

Początkowo nikt nie wiedział, że Gimli jest wyjątkowy. Dorastał u swojego taty Glóina. O jego matce nic więcej nie wiadomo – być może sama była elfem, który stracił zainteresowanie Glóinem,

To ona była mężczyzną? ELFEM, KTÓRY stracił zainteresowanie? No, robi się ciekawie.

 jednak było to dosyć nieprawdopodobne. W końcu większość krasnoludów nie lubi elfów.

Oczywistości, jakimi raczy nas aŁtorka, służą ewidentnie temu, by tekst wydawał się dłuższy. *łup*

Jeśli jeszcze raz aŁtorka powie, że krasnoludy nie lubią elfów, to pójdę do lochów po siekierę.

W każdym razie nadszedł dzień, w którym Glóin postanowił, że Gimli powinien zobaczyć więcej świata.

Kupił mu lornetkę.

 W tym momencie przyszła akurat wiadomość od Elronda z Rivendell, która mówiła, że chce zwołać zebranie, na które krasnoludy mają wysłać swojego przedstawiciela.

What a surprise, narada u Elronda. I to jedyny moment, w którym aŁtorka trzyma się kanonu.

Hihi, wiadomość mówiła! 

Elrond oczywiście nie lubił żadnych krasnoludów, nie chciał jednak, by następne pokolenia pomyślały, że miał coś przeciwko krasnoludom.

No bo co ludzie powiedzą?

Z tego też powodu wysłał wiadomość, mając nadzieję, że żaden krasnolud nie przybędzie. Krasnoludy nie lubiły elfów i dlatego żaden z nich nie przybyłby z własnej woli na zebranie.

Nieładnie, Elrondzie, myśleć tylko o swojej sławie, nieładnie.

*idzie do lochów i bierze siekierę* Tak, wiemy już, że krasnoludy nie lubiły elfów! Na litość borską, nie jesteśmy jakimiś tępakami, przestań się powtarzać aŁtoreczko!

Sprawa wyglądała tak, że Glóin miał w tym czasie okropne problemy ze swym panem Dáinem. Zaczęło się tak: Glóin spokojnie schodził na dół ścieżką, gdy nagle spod ziemi wystrzelił kamień i sprawił, że Glóin się potknął. Próbował chwycić się czegoś za wszelką cenę, by nie spaść w przepaść. Jedyną rzeczą, jaka wpadła mu wtedy w ręce, była broda Dáina. Tak wyglądał przebieg wydarzeń według Glóina.

Ekhm, tu miał być chyba Element Komiczny. Ha ha ha... Nie.

Nie rozumiesz głębi tego żartu. Nie martw się, ja też nie.

Wersja Dáina była taka, że gdy szli ścieżką, Glóin potknął się o własne stopy, a że Dáin go wyśmiał, postanowił wyrwać swemu panu wszystkie włosy z brody.

Glóin, ta zemsta jest tak... zemścista, że już prędzej uwierzę w twoją wersję.

Niezależnie od wszystkiego, Dáin był w każdym razie panem Glóina. I Glóin musiał robić, co Dáin mu powiedział. Dáin chciał teraz ukarać Glóina. A gdy dowiedział się o zebraniu u Elronda, postanowił za karę wysłać do Rivendell Glóina.

Borze, czymże są baty albo galery w porównaniu z wysłaniem na naradę do Elronda? Ot, prochem marnym.

Glóin nie był z tego powodu szczęśliwy, ale Dáin był jego panem, więc musiał to zrobić.

Nie mógł się zbuntować?

 A żeby nie cierpieć w samotności i mieć ze sobą co najmniej jednego rozsądnego krasnoluda, Glóin postanowił zabrać ze sobą swego syna, Gimlego.

A co, niech chłopak też pocierpi!

Gimli z kolei nie był niezadowolony z powodu wyjazdu. Nigdy wcześniej nie widział elfa, ale był już bardzo pewny, że będzie niezwykle interesująco. Dlatego też z radością spakował swoje rzeczy.
Już wtedy Glóin stał się podejrzliwy, gdyż Gimli powinien być szalenie nieszczęśliwy, ale nie chciał się specjalnie dopytywać, a niedługo potem ruszyli w drogę.

Może po prostu Gimli cieszył się, że może w końcu zobaczyć trochę świata? Ale nie, to zbyt logiczne na to opko.

x.x.x

Aha, przepraszam wszystkich za sposób zapisywania dialogów, ale w Niemczech robi się to w taki sposób, a ja byłam zbyt leniwa, żeby to sformatować :P

Leniuch, tititi *grozi palcem*


Gdy pojawili się na naradzie u Elronda, wszystko potoczyło się jak zwykle. Elrond wzbraniał się, przerażony i oburzony, że krasnoludy jednak się pojawiły,

Boru, to po co on ich zapraszał? Ano tak, żeby "sąsiedzi nie gadali".

 by spojrzeć w ich stronę, co wykorzystywał Glóin, rzucając mu na włosy kulki papieru umaczane w atramencie.

Nie wiem, co jest gorsze: długość tego zdania czy dziecinne zachowanie Glóina.

Bardzo dojrzałe zachowanie jak na statecznego ojca.

Gimli był wszak zachwycony. Ci wszyscy elfi mężczyźni byli wszystkim, co Gimli mógł sobie wymarzyć... Nawet brakujące brody nie przeszkadzały mu specjalnie.

Nigdy nie widział elfa, a jednak o nim marzył... Nie, to jest zbyt dziwne, nawet jak na opko.

Najbardziej ze wszystkich fascynował go wszak siedzący naprzeciwko niego blond-włosy elf, który rozsiadł się na krześle i malował sobie paznokcie na różowo.

Boru, mam nadzieję, że to nie Legolas.

*kwik* Fascynował go gościu malujący sobie paznokcie? I to na różowo? 

Gimli ocknął się ze swego transu na czas, by usłyszeć, jak zdenerwowany Elrond zwraca się do blondyna: „Legolasie, czy byłbyś tak miły i odłożył na chwilę lakier do paznokci i wziął czynny udział w dyskusji?”
Legolas! Znał jego imię! Zachwycony, co chwilę mierzył elfa wzrokiem.

Wykrakałam! *wali czołem w blat*

Mierzył Legolasa wzrokiem i wyszło mu jakieś 189/63 cm. Bo ten wzrok Gimlego to bardzo dobra miarka była.

 Legolas wymamrotał coś, czego z rozczarowaniem Gimli z powodu odległości nie zrozumiał, i odstawił flaszeczkę na oparcie krzesła obok siebie.

Buteleczka przewróciła się i wylała swoją zawartość na odzienie ciemnowłosego mężczyzny, który tam siedział. Ten patrzył przez chwilę bez ruchu na różową plamę na swym płaszczu, po czym porwał ze stołu kałamarz.

Ten ciemnowłosy mężczyzna, to na tym oparciu siedział, czy gdzie?

Ja to się zastanawiam po co mu ten kałamarz był... Może chciał się zemścić na Legolasie i zrobić jemu plamę na odzieniu, tyle że granatową.

Gimli podziwiał, jak bardzo Legolas był przewidujący, skoro chował się już za krzesłem Erestora, pierwszego doradcy Elronda. Erestor zauważył, że znajduje się teraz na linii ognia, więc wstał. „Boromirze!” prychnął na ciemnowłosego człowieka z różową plamą na płaszczu. „Jeśli choć jedna kropla atramentu trafi moją osobę, naślę na ciebie Aragorna!”

Aragorn, do nogi!

O, dobrze zgadłam.

Gimli domyślił się, że Aragorn musi być tym ciemnowłosym człowiekiem, który – nie czekając na to, czy Erestor zostanie trafiony, czy nie – rzucił się entuzjastycznie na Boromira.

niemamskojarzeń,nienienienie

Nagle podniósł się siwowłosy starzec w szpiczastym kapeluszu. „Macie natychmiast przestać! Takie zachowanie nie jest godne potomka Isildura!”

Gandalf przez całą naradę ani razu się nie przedstawił. Albo aŁtorka zapomniała, jak czarodziej ma na imię, albo nie wpadła na to, że on i krasnoludy się znają >.<

Musiał mieć na myśli Aragorna, gdyż ten, mamrocząc niewyraźnie, puścił splamioną atramentem dłoń z gardła Boromira, po czym usiadł z powrotem na miejsce.

A myślałam, że to ja tworzę takie zawiłe zdania O.o

Jak można puścić dłoń z gardła? Nie mógł po prostu go puścić? 

To nie miało wszak wielkiego wpływu na wydarzenia, gdyż Elrond odkrył, skąd pochodziły unurzane w atramencie kuleczki, więc próbował teraz utopić Glóina w fontannie, w czasie gdy reszta zebranych dalej namiętnie się kłóciła.

Och, Elrond i Glóin zachowują się tak dorośle, tak jak przystoi dwóm znaczącym personom na ważnej naradzie. Kapituluję.

To jest, kurczę, narada czy przedszkole? *robi się zirytowana*
"Prosę pani, bo on zuca we mnie kuleckami!"

W tym całym chaosie Gimli siedział rozmarzony na swym krześle, wpatrując się w ślicznego Legolasa – teraz z niebieskimi włosami, gdyż trafił go przypadkowo kałamarz Glorfindela. Tak naprawdę Glorfindel celował w Lindira, który w czasie wypowiedzi tego pierwszego, że Pierścień jest bardzo ciężkim brzemieniem, tarzał się na ziemi ze śmiechu. Jednak nie zawsze się trafia.

Kałamarze latają w powietrzu, tak samo różowy lakier do paznokci, ale co z tego? Lepiej rozmarzonym wzrokiem wpatrywać się w pierwszego lepszego elfa!

To nie był pierwszy lepszy elf! To był LEGOLAS! Śliczny Legolas! Z niebieskimi włosami na dodatek.

Legolas myślał pewnie, że nikt otwarcie się nim nie interesuje (co było mylnym podejrzeniem, gdyż Gimli nie spuszczał z niego oczu. Ale skąd elf miał to wiedzieć.), i opadł obrażony na krzesło. 

Biedactwo, nikt nie zwraca na niego uwagi. Masz rację, strzel focha, może to coś pomoże.

Jednak po chwili zdał sobie sprawę, że siedzi obok Boromira, który uśmiechał się do niego w złowieszczy sposób.

Złowieszczy w stylu "Chcę zrobić ci krzywdę" czy w stylu "Chcę cię  po prostu zgwałcić"?

Piszcząc, Legolas poderwał się na równe nogi, przebiegł przez pomieszczenie, zauważył tam Gimlego i rzucił mu się na szyję. „Pomocy! Uratuj mnie!”, zapłakał,

Ja naprawdę lubię Legolasa. AŁtorko, błagam, musisz mi to robić?



gdy Boromir zbliżał się w zagrażający sposób.

Piszczący Legolas *spadła z krzesła* Aha, i przepraszam za to zbliżanie się w zagrażający sposób, ale nie mogłam znaleźć dobrego odpowiednika.

Gimli, do boju, dama w opresji!

„Oczywiście, kochanie...” odpowiedział Gimli niskim, męskim głosem. Podniósł się z krzesła, chwycił swój topór i stanął naprzeciw Boromira. Ten spoglądał na niego odrobinę zaskoczony.

Jakby mi jakiś nieznajomy facet o wyglądzie krasnoluda powiedział: "Oczywiście, kochanie..." to od razu dostałby w pysk.

Serio..? Pierwszy raz elfa na oczy widzi i od razu z takim tekstem wyjeżdża? No, ale to jest opko, co się będę doszukiwać sensu i logiki.

Gimli wziął zamach i ciął Boromira. (I od razu widzę jakiegoś RPG-owca deklarującego: "To ja go tnę." ;P) Spudłował wszak, trafiając zamiast mężczyznę w kamienną płytę. Wtedy coś obaliło go na ziemię, coś zabrzęczało, a on został posłany kilka stóp do tyłu.

Chyba mu nie wyszedł rzut na atak.

Podczas gdy Gimli mrugał zdezorientowany, zauważył, że jego topór pękł na malutkie kawałeczki. Za sobą usłyszał chichotanie. „Pierścień nie może zostać zniszczony, Gimli, synu Glóina.”, rechotał Elrond, który siedział już z Glóinem w fontannie, zanim wylał kolejny kałamarz na brodę Glóina.

*przestaje komentować dziecinne zachowanie krasnoluda i pół-elfa, bo to już nie ma sensu*

Siedzieli razem w fontannie? I... co tam robili? Oczywiście oprócz wylewania na siebie kałamarzy.

Gimli patrzył ze zdumieniem na Elronda, którego Glóin tymczasem wcisnął pod wodę. „Pierścień? Jaki Pierścień?” Odwrócił się i zauważył na kamiennej płycie złoty Pierścień. „Ach, ten...”

Nie było od razu widać, że leży tam Pierścień? TEN PIERŚCIEŃ?? I Gimli kompletnie się nie zastanawiał, po co go tam wysłali? No ja... *zatyka sobie usta, żeby nie przeklinać*

Otrząsnął się, wzdychając, odwrócił się i... spojrzał prosto w parę lazurowych oczu, które obserwowały go z podziwem. „Jesteś bardzo odważny, wiesz?” powiedział melodyjnym głosem Legolas, czym sprawił, że Gimli się zaczerwienił.

*wali głową w blat* Jesteś bardzo odważny? Tylko na tyle stać Legolasa?

A Gimli jak  taka cnotliwa panienka, zaczerwienił się.

„No cóż... Robi się, co kto może” wybełkotał. Opadł po tym na jedno z nielicznych krzeseł, które nie były jeszcze opryskane atramentem ani nie były zawalone ścinkami papieru, i skinął na Legolasa. „Usiądź obok mnie...”

Boru Najzieleńszy, dzięki ci za to, że nie było tam łóżek.

Ej no, dlaczego? Mogłoby być naprawdę ciekawie...

Niebiesko-włosy elf przyjął nieśmiało jego zaproszenie.
Potem nastąpiło krępujące milczenie, gdyż żaden z nich nie wiedział, w jaki sposób mógłby zagadać do drugiego. W końcu Gimli zapytał: „Więc... Nazywasz się Legolas, nieprawdaż?”
Legolas przytaknął skwapliwie. „Tak, i jestem synem Transa – znaczy się Thranduila, Króla Mrocznej Puszczy. A ty?”

Te Elementy Komiczne są zbyt żenujące nawet jak na opko O.O

A ja nie rozumiem tego żartu. *zawstydzona spuszcza głowę*

Dobra, Arkanistka już mi wytłumaczyła i muszę się z nią zgodzić - to jest żenujące.

„Gimli, syn Glóina. O, tego tam.” przedstawił się Gimli i wskazał na Glóina, który rozpaczliwie próbował zatrzymać dłoń Elronda, uzbrojoną w nożyczki, z dala od swojej brody.
Legolas zerknął w tamtą stronę i uśmiechnął się, zachwycony. „Twój ojciec też jest bardzo odważny, prawda?”

Mam dziwne wrażenie, że Legolas patrzył nie na Glóina, tylko na Elronda...

Dlaczego oni się zachowują jak jakieś pensjonarki?

Gimli odchrząknął. „Cóż... Porozmawiajmy o czymś innym, dobrze? Masz dzieci?”

On NAPRAWDĘ o to spytał *spadła z krzesła i tarza się po podłodze* Fajny tekst na podryw. Może sama go kiedyś wykorzystam.

*Ómarła z zakwiku pod biurkiem* 

Legolas patrzył na niego zdezorientowany. „Ja? Nie, jeszcze się nie ożeniłem. Nietknięty aż do ślubu. U was nie jest tak samo?”
Gimli się zawahał. „Widzisz – tak – tylko nikt się tego nie trzyma, wiesz? Tobie też podoba się niewłaściwa rasa?”
„Niewłaściwa rasa? Dlaczego niewłaściwa rasa?”

No właśnie, dlaczego?

„Bo widzisz, bardziej lubię elfich mężczyzn niż krasnoludzkie kobiety...”

Aha...

Przecież on tego dnia pierwszy raz zobaczył i poznał elfy. Więc skąd... A, nieważne. Zapomniałam, ze to jest opko.

„Nigdy nie widziałem krasnoludzkiej kobiety.”
„A ja nigdy nie widziałem elfiej kobiety.”

Arwen zmieniła płeć, czy co?

„Dlaczego więc twierdzisz, że wolisz męskie elfy?”
„No cóż...” Gimli odchrząknął. „W końcu widziałem ciebie, i, no wiesz... Nie mogę się co prawda z tobą ożenić, ale...”

Hehehe, nie ma to jak przy pierwszym spotkaniu wspominać o małżeństwie.

„Dlaczego nie?”

"Bo wątpię, czy w Śródziemiu dopuszczalne są małżeństwa jednopłciowe."

„Jesteś w końcu elfem, mój ojciec nie lubi elfów...”
„Dlaczego? To wredne z jego strony!”

Zły Glóin!

„Może i tak, ale posłuchaj, Legolasie...”
„Mój ojciec też nie lubi krasnoludów.”
„Nie dziwi mnie to, ale...”
„Ale czy to nie jest dziwne?”
„Tak, oczywiście, ale chciałem ci powiedzieć...”
„Słyszałem, że Círdan nie ma nic przeciwko krasnoludom, ale jest przy okazji elfem.”
„Może być i tak, tylko...”
„Myślisz, że było coś między nim a jakimś krasnoludem?”

Czy musiało zaraz coś być? Czy Cirdan nie może być po prostu tolerancyjny?

„Co ja mogę wiedzieć? Chciałem tylko powiedzieć...”

Oni dopiero się poznali, a już zachowują się jak stare małżeństwo: jeden nie dopuszcza drugiego do głosu.

„Nie wierzę w to, ale on ma brodę.”
„Z pewnością dobrze z nią wygląda.”
„Tak sądzisz? Ale ja nie mam brody.”

Inteligencja Gimlego i Legolasa mnie powala. "Ja nie mam brody". Bo Gimli jest ślepy i tego, kurde, nie widzi. AŁtorko, jak ty możesz mi to robić?! 

„Mimo tego dobrze wyglądasz?”

Pytanie? Hm, może Gimli faktycznie jest ślepy.

„Poważnie?”
„Całkiem poważnie!” Gimli chwycił dłoń Legolasa i uśmiechnął się do niego przyjaźnie, na co ten się zarumienił i opuścił wzrok.

Wspominałam już o pensjonarskim zachowaniu, prawda?

 Elf pociągnął nosem. „Nasi rodzice się nie polubią, Gimli, to nie ma przyszłości...”
„Przecież to żaden problem, Legolasie...”
„Nie?” Legolas zamrugał zdezorientowany. „Ale jak zamierzamy się pobrać?”

A ten już o ślubie myśli =.=

„O tym możemy przecież później porozmawiać, Legolasie, prawda?” uspokoił go Gimli. „Najpierw powinniśmy, ehm, spróbować, czy dalibyśmy radę żyć razem...”

No właśnie, przecież oni prawie w ogóle się nie znają. Nie znają swoich wad, dziwnych przyzwyczajeń itp.

„Ale ja nie potrafię prać!”

Pranie. Pranie jest faktycznie sporym problemem. Nie jest ważny charakter, ważna jest umiejętność prania. *wali głową w biurko* To opko mnie niszczy.

Gimli patrzył przez chwilę zdezorientowany na Legolasa. „Pranie? Miałem na myśli tylko...”
„I gotować też nie umiem!”
„To nic, Legolasie, miałem tylko na myśli...”
„Nic nie umiem.” Legolas wybuchnął płaczem.

*po tej wymianie zdań wyobraziła sobie Gimlego w fartuszku pokojówki, z miotełką do kurzu i żelazkiem, i spadła z krzesła*

*wybucha płaczem* Mam zły nastrój, a muszę analizować to... to coś, ten tFUr! Przy co drugim fragmencie muszę walić głową w biurko, ja już nie mogę! To jest straszne, okropne i zUe! Ja protestuję! I mi tu, kurr *powstrzymuje się od przeklinania*, taki fragment dosadzają! AŁtorka zrobiła z Legolasa debila, w ogóle wszyscy w tym opku są głupi! Dlaczego, ja się pytam! I przepraszam, że ten komentarz jest taki chaotyczny, ale ja już wymiękam, naprawdę. Niech to się już kończy.

Gimli poklepał go uspokajająco po dłoni. „To nic, Legolasie, chodziło mi tylko o to, że my – ekhm – powinniśmy trochę porozmawiać i – ehm – grać w coś – w pewne specyficzne gry – czy jakoś tak.”

Specyficzne gry, tak?

„Grać w gry? Zawsze przegrywam”, pociągnął nosem Legolas. „Jestem nieudacznikiem...”
„Wcale nim nie jesteś, Legolasie”, zapewnił go Gimli. „Jesteś bardzo, bardzo ładny. A w grach, o których mówię, nie ma przegranych...”

Mam nadzieję, że Gimli nie mówi o pokerze rozbieranym...

No tak, bo jak ktoś jest bardzo, bardzo ładny, to nie może być nieudacznikiem.

Legolas otarł łzy rękawem (rozmazując sobie przy okazji makijaż) i ponownie pociągnął nosem.

Ja naprawdę nie powinnam się denerwować. A takie fragmenty nie pomagają.

 „Ale mojemu ojcu nie spodoba się, że spędzam tyle czasu z krasnoludem...”

Olej ojca.

W tym momencie zauważyli, że wokół nich zrobiło się cicho. Gdy się obrócili, ujrzeli niedużego hobbita, który stał na środku pomieszczenia i niepewnie rozglądał się naokoło. „Wezmę Pierścień”, powiedział. „Pomimo iż nie znam drogi.”
Gimli pochylił się do Legolasa. „Drogę dokąd?”

Do dupy.

„Melkoru, czy jakoś tak...”
„Melkor? Przecież to zakazane miejsce...”
„No to pewnie Mondor.”
„Na Księżycu?”
„Nie wiem...”

Dla tych, co nie ogarniają, Mond oznacza Księżyc po niemiecku.

Nawet jak to wytłumaczyłaś, ten element komiczny mnie nie śmieszy.

Mnie też nie, ale musiałam napisać coś na wyższym poziomie niż to opko.

Teraz wystąpił bardziej niebiesko-, niż siwowłosy starzec, w stronę hobbita. „Pomogę ci nieść to brzemię, Frodo Bagginsie... Tak długo, póki będzie ono na tobie spoczywać.”
„Brzemię? Jakie brzemię?”, spytał szeptem Gimli.
„Nie mam pojęcia... Ale to takie wzruszające!” wytłumaczył Legolas, ocierając łzę.

Z całych sił starałam się tutaj nie tłumaczyć na samotną łzę.

Aragorn, który do tej pory siedział obrażony na krześle, mamrocząc coś do siebie, wstał. „Jeśli mogę cię chronić moim życiem lub moją śmiercią, zrobię to”, ogłosił, zanim ukląkł przed hobbitem. „Masz mój miecz!”

*stara się nie mieć skojarzeń*

 Potem zbliżył się do starca i wyszeptał: „Tak dobrze? Tak mówi potomek Isildura, czy nie?”
„Tak właśnie miało to wyglądać. Jestem z ciebie dumny, Aragornie!”

Grzeczny Aragorn, masz tu w nagrodę ciasteczko.

Ku przerażeniu Gimlego, Legolas również wstał. „I masz mój łuk!”, powiedział wzruszony, zanim stanął przy hobbicie.
Na to Gimli nie mógł pozwolić! Jego wielka miłość nie mogła zostać wystrzelona na Księżyc! W każdym razie nie bez niego! Gimli poderwał się. „I mój topór!”, krzyknął, zanim pośpieszył za Legolasem.

"I moją wuwuzelę!" ryknęła Arkanistka, grając na instrumencie tak, że Pierścień pękł na setki kawałków!... Chciałabym. Bo to opko jest jak papier toaletowy =.="

"I moją różdżkę!" wrzasnęła Red. Albo nie, mam lepszy pomysł. *rozwala pierścień kłem bazyliszka* I po kłopocie.

Również Boromir się przyłączył (denerwował ciągle Aragorna tylko dlatego, bo uważał, że wygląda słodko, kiedy się wścieka. Dlatego też tak bardzo chciał iść z Aragornem.) (dwa paringi gejowskie w jednym opku, na dodatek Arwen coś zjadło. Super, po prostu super...) (Problem?) Po nim pojawiły się jeszcze trzy inne hobbity, Sam, Merry i Pippin, którzy również chcieli wyruszyć z resztą (chcieli w ten sposób zapobiec wyginięciu trzech potencjalnych ojców zagrożonej wyginięciem rasy hobbitów przed zatruciem atramentem.)

Nawet w takim durnym wtrąceniu poziom patosu jest zbyt wysoki...

Zatrucie atramentem. *parska* Zaiste, bardzo zabawne.

I tak postanowiono.

I tak postanowiono, iż nie mam najmniejszej ochoty dalej tego tłumaczyć.

Nie tłumacz, nie zdzierżę więcej.

Z fortecy pozdrawiają szukająca Arwen Arkanistka i naprawiająca swoje rozwalone biurko Red.

3 komentarze:

  1. Ej no, nie da się dodawać komentów, zróbcie coś, plz

    OdpowiedzUsuń
  2. Proponuję pisać komentarze przy użyciu opcji Komentarz jako: Nazwa/adres URL. powinno działać.

    OdpowiedzUsuń
  3. NIEEEE!!!MÓJ LEGOLAS!!!CO ONA ZROBIŁA?!

    OdpowiedzUsuń