niedziela, 17 sierpnia 2014

We are sick of your bullshit, czyli Princess Cheryl 2/2

Witamy!
Dziś zakończymy przygody w tajemniczej "francji" zamieszkanej przez pannę Cheryl i jej znajomych. Ale nie możemy przedwcześnie się cieszyć, bo zanim nadejdzie upragniona chwila pożegnania, będziemy musieli zmierzyć się z wyjątkowo dziwnym porodem, eksperymentami w sali tortur, śmiercią jednego Tró Lawera i przybyciem nowego, z wydziedziczeniem i intrygami pozbawionymi sensu. To nie będzie łatwa przeprawa, ale wierzymy, że damy radę. Dla Was wszystko.
Link: cheryl.blog.pl
Analizują: Red i Arkanistka

Rozdział 2 Zamieszanie

Ten rozdział eksperymentalnie zrobiłam trochę bardziej… Poetycki? Mam nadzieje że się spodoba w takiej wersji.

O matko. No dobra, dam Ci szansę, aŁtorko, chociaż muszę przyznać, że obawiam się najgorszego.

*stara się wyciszyć przed wybuchem, słuchając "Animal I Have Become" i "Wishmaster"*

- Kocham Cię – powiedział Nicholas całując Cheryl na pożegnanie. Wbiła w niego swe truskawkowe usta.

Biedny Nicholas, podchodzi do swojej lubej z takim szacunkiem, nawet zaimek wielką literą wypowiedział, a ona co? Truskawki w niego wbija.

Na dodatek truskawki w kształcie ust. Widział kto kiedy takie cuda?

Jechał na wojnę. To już dziś. Rozstanie. Wsiadł na konia, i pogalopował w oddale.

Bo tych oddali kilka było. Biedny chłopina nie mógł się zdecydować, którą wybrać, więc wybrał kilka na raz.

To jak w tym dowcipie o autobusach: jeden pojechał w lewo, drugi w prawo, a trzeci za nimi.

Cheryl po policzku spłynęła rubinowa krwawa łza.

Wybaczcie, ale... to jest jakiś rekord. Co, aŁtorko, "samotna" i "kryształowa" nie były wystarczająco dhramatyczne?

No cóż, chciała być oryginalna. Wyszło aż za bardzo. 

Znów cierpiała. Dziś jej oczy były szare. Tęskniła już teraz choć ledwo zniknął za horyzontem.  Wojna zabija ludzi.

To nie wojna zabija ludzi, to ludzie zabijają siebie nawzajem. A oczy tylko szare? Po tej krwawej łzie spodziewałam się czegoś bardziej mhrocznego... 
Źródło
Co powiedziałabyś na fioletowe? Takie emo mhroczne.

Cheryl nie chciała by Nicholas umarł. By odszedł tak szybko jak Emmanuel. On był dla niej ważny!! miała przeczucie że już nie wróci.

*śpiewa* Gdzie się podziała ta interpunkcja, gdzie te przecinki, gdzie znaki inne...

Kiepski byłby z niego TrÓ Loff, gdyby nie wrócił.

Tym czasem Anette Le Beau i Charlotte Roux znów knuły intrygę.

Tamtym czasem Red znów dostawała wścieku.

*parzy herbatkę uspokajającą*

Tym razem postanowiły ośmieszyć Cheryl przed całym miastem. Udało im się! Dzień później Florence przybiegła do swojej pani z gazetą. Pokazała jej artykuł na pierwszej stronie:

Deschamps to rozpustnica!
Wstrząsające wieści! Okazuje się że słynna hrabina Cheryl Mary Anne Deschapms (16,5 roku)

Nie no, nasza Cheryl może być spokojna, ten artykuł nie jest o niej, tylko o jakiejś pannie Deschapms. Chyba że to "pms" jest jakimś hintem, który ma pomóc w rozwiązaniu zagadki dziwnych zachowań boCHaterki.




 prowadzi elegancko mówiąc lekki styl życia. Mamy zdjęcia które udawadniają(aha) że plotki o tym że Deschamps ma wielu mężczyzn są prawdziwe.

Pokażcie mi gazetę, w której tak paskudnie olewa się przecinki. Pojadę do jej redaktorów i zapoznam ich z siekierą.

Dołączę do ciebie z piłą łańcuchową.

 Na jednym zdjęciu jest ona w objęciach z niejakim E. Pierre a na kolejnych już z innym mężczyzną niejakim N. Jacques! Fotograf zaświadczył że zdjęcia są robione tego samego dnia.

No, jakby nie patrzeć, tak mniej więcej było, Cheryl padła w ramiona Nicholasa już po kilku godzinach znajomości. Może to panienki Anette i Charlotte mają rację?

Ale one nie są Mary Sue.

Czy Cheryl jest panną lekkich obyczaji?

Źródło
Lekkich czego? Ach, trudna jest ta odmiana przez przypadków. Rozumiem.

No cóż, deklinacja zawsze trudna.

- Jak oni śmieli! – krzyknęła Florence. Złapała się za serce. Nie mogła złapać tchu.
- Nie wiem… Nie wiem co powiedzieć! – powiedziałam bezradnie wpatrując się w nagłówek – Muszę pogadać z Celestine.

Ej, boCHaterko, czego mi tu wygryzasz narratora? Zostaw go w spokoju! 
Nie wiesz, co powinnaś powiedzieć? Hmm, no nie wiem, może to, że w tym artykule jest sporo prawdy?

No cóż, kreacja postaci na zakłamaną sukę - you do it well.

Tak. Celestine jest bystrą osobą… Będzie wiedziała co robić mam.

Dajcie spokój, nawet Yoda jest już znudzony ciągłymi odwołaniami do niego.
Mistrzu, proszę pogrozić aŁtoreczkom:
Źródło
Geez, Star Wars The Force Unwritten.

[BoCHaterka idzie do Celestine, która coś ukrywa i nie lubi, gdy się jej przeszkadza w pracy.]

Podeszłam do drzwi do sali tortur. Były uchylone. Wewnątrz zobaczyłam czarnowłosą… Jej ręce. Ubrania. Były całe… Ze krwi. Czułam słodki zapach morderstwa….

Zaraz poczujesz ten zapach jeszcze bardziej. Ile tych kropek stawiasz, co? Ze jakiej krwi? "Z" krwi, jak już.

Jak dla mnie morderstwo raczej nie pachniałoby słodko. Krew ma dosyć specyficzny zapach, ale nie nazwałabym go słodkim.

Powiedz to Edwardowi C.

 Pachniało tak jak tej pamiętnej nocy… Zemdliło mnie.
- Cele… Stine… – wymamrotałam. Wyczuła mą obecność. Wybiegła z sali tortur.
- Po co tu przyszłaś?! – zapytała ostrym tonem.
- Ośmieszyła mnie… Ta lafirynda – zemdlałąm.

Nie wiem, co zrobiłaś, ale to musiało wyglądać zabawnie. Zrób to jeszcze raz! A lafiryndą możesz nazwać co najwyżej siebie, słońce.

Każdy sądzi według siebie.

Potem była pusta biel przepełniona gorzkim bólem.

Źródło
Eee? Dobra, jednak tę poŁetyckość mogłaś sobie darować.

Yyy?

Obudziłam się w jadalni. Ludzie byli zebrani w okół mnie.

Spoko, ludzie zebrali się średniowiecznej osadzie na terenie Krakowa. Nie widzę w tym niczego dziwnego.

Ani ja. No co, takie codzienne spotkania bardzo zbliżają ludzi. Oh wait.

Okół - Connecting People.

 Zerwałam się na równe nogi. Przypomniałam sobie wszystko. Głowa mnie bolała.
- Nie martw się pożałują – rzyciła sucho Celestine rzucając gazetę na stół.

Wiem, wiem, literówka itd. Ale jaka urocza! *kwiczy* Rzyciła.

<3

- Jakim cudem ktoś w to uwieżył (pogryzę)? Jeszcze te zdjęcia. Że niby robione w ten sam dzień – Giselle aż tupała ze złości.

Ojej, moje biedactwo, tak się zdenerwowałaś, że aż tupiesz nóżką? Słodkie. Strzel królewskiego foszka z przytupem i melodyjką.

Ile one niby miały lat? Bo zachowują się, jakby miały po pięć.

 Przez chwile było milczenie. Cisza która jeszcze bardziej rozgrzała mój ból.

Na ból często reklamuje się maści rozgrzewające, więc chyba jesteś na dobrej drodze do wyzdrowienia, moja droga.

Jeśli nie wiesz, jak poprawnie użyć związku frazeologicznego, po prostu tego nie rób.

- Gissie? – ktoś zawołał.
- Tu jestem… Jesteśmy tu wszyscy – krzyknęła. Raoul wszedł do jadalni. Był zaniepokojony.
- Mój ojciec mnie wydziedziczył!

Kto to powiedział? To naprawdę ma znaczenie, aŁtorko!

Dobre pytanie. Teoretycznie powinno wynikać, że ten cały *krztusi się na trzech samogłoskach* Raoul, ale raczej nie wynika.

- Co to znaczy? – zapytałam dochodząc do siebie.

Źródło
Gdzieś ty się uchowała, boCHaterko, że nie wiesz, czym jest wydziedziczenie?

No nie wiem, ale chyba w sierocińcu?

Postanowiłam nie poruszać tematu krwi w lochach przy innych. To sprawa między mną a Celestine.

No pewnie, poczekaj lepiej, aż Celestynka porwie cię do sali tortur, wymęczy, a potem ukatrupi. Jeśli chodzi o mnie, to trzymam kciuki za taki obrót sprawy.

*szykuje sobie popcorn na tę okazję*

- To znaczy że nie mam prawa odziedziczyć tronu bo dowiedział się że Giselle zaszła w ciąże przed ślubem.

Przeczytajcie to na jednym wdechu. Cholerne przecinki, których, ojej, nie ma.

Twierdzi, że to grzech.
- Matko! – Giselle złapała się za brzuch. Odczuła skórcz (co takiego?)(skurczenie skóry?) w brzuchu. Nie wytrzymała napięcia. Odeszły jej wody – Będę rodzić!

Że tak spytam - który to miesiąc? Ciąża przebiega normalnie, czy może raczej przypomina ciążę zmierzchową?

Ciąża instant. Jak to w opkach.

- Dlaczego? – krzyknął Raoul. To nie było normalne. Było tydzień przed terminem porodu.

A, tydzień przed terminem. Ja wiem, czy to było aż tak nienormalne? Nie takie rzeczy się dzieją.

Ja też się urodziłam przed terminem, so what? Coś ze mną nie tak?

 Postanowiłam działać. Wstałam szybko i kazałam położyć Giselle na stole.
- Przyj! – krzykłam(lol, nope). Giselle zaczęła płakać.

Aha, Cheryl zamierza odebrać poród. Biedne dziecko. Nie dziwię się, że Giselle płacze.

A kiedy to jaśnie pani księżniczka zdobyła kwalifikacje na akuszerkę, hmm?

- Dlaczego tak boli?! Czy to normalne?
Nie odpowiedziałam. Zaczęłam się martwić że Giselle może poronić. Dziecko wychodziło. Florence przyniosla Giselle wodę. Noworodek wyszedł z niej bardzo szybko.

Ja cię, Giselle porodziła Afrodytę! No dobra, wprawdzie Afrodyta wyłoniła się z piany morskiej, a to dziecko z samej wody, ale jest pewne podobieństwo. Ktoś chce zrobić zdjęcie albo coś?
W ogóle opis porodu jest piękny. Wydrukuję, oprawię w ramkę i powieszę nad biurkiem.

Jako tarczę do darta?

 Giselle była tak zestresowana że Raoul nie jest już księciem że wszystko jej się rozluźniło… I przyszło na świat jej dziecko.

Tłumaczenie... dobre jak każde inne, nie?

Nie.

- Musisz tu przeciąć – Celestine podała mi nóż.
- Skąd wiesz? – zawachałam się (przeczytałam "zawąchałam się" i tak mi się dziwnie zrobiło >.<) – A jak to ją zabije? A jak to zabije dziecko?!

- To będę mieć dwie osoby do zabicia mniej - odpowiedziała uśmiechnięta Celestine.

Ok, osoba uczestnicząca przy porodzie, która nie wie, że pępowinę należy przeciąć... Good luck, have fun.

- Będzie dobrze… Wiem to… Ostatnio dużo wiem na temat anatomii – odpowiedziała.

Ale tylko ostatnio, już wkrótce przestanę wiedzieć na ten temat cokolwiek.

No co, może dostać typowej opkowej amnezji, no nie?

Przypomniałam sobie krew w lochach. Zaufałam jej.

Aha. Nie mam nic do dodania:
Źródło
Taaak, Celestine na pewno w swoich lochach odbierała porody. Btw, jakie w końcu mamy czasy, że one są aż tak zacofane? Bo teraz to wygląda jak jakieś pseudo-średniowiecze.

[Po chwili dzieciak leży już koło swojej mamusi, która odkrywa, że urodziła córkę. Teraz zastanawia się nad imieniem dla niej. Ja nadal proponuję "Afrodyta".]

- Niech będzie… Mary Anne. Na twoją cześć Cheryl Mary Anne Deschamps – zwróciła się do mnie Giselle.

No, można i tak.

Mary Anne to po prostu niższy level Mary Sue.

Po jakimś czasie Giselle nie myślała już o tym że utraciła za równo tytuł księżniczki jak i o tym że ani Raoul ani Mary Anne nigdy nie odziedziczą tronu.

Za równo utraciłaś, ale może za nierówno masz szansę odzyskać? Pomyśl o tym.

Jedna spacja, a tak zmienia sens zdania...

Pokochała swoje dziecko. Wystarczyło jej że obie są całe i zdrowe.
Nawet plotki dotyczące rzekomej rozpustności Cheryl się rozeszły bez odzewu. Wszyscy zbyt ją lubili aby podejrzewać ją o takie rzeczy.

*wzdycha* No jakżeby inaczej, bycie Mary Sue zobowiązuje... A już miałam nadzieję na coś ciekawego w tym opku.

Na bitch fight? W kisielu?

Cheryl wiedziała, że Anette i Charlotte zaatakują znowu. Już niebawem. Chcą przejąć tytuł najpiękniejszej i najlepszej hrabiny w francji.

Dwie naraz? To będzie trochę kłopotliwe, nie sądzisz? Chyba że po załatwieniu Cheryl jedna z nich pozbędzie się drugiej. A ja i tak trzymam kciuki za Celestine.

Francji, aŁtorko, Francji. Nazwy państw piszemy wielką literą.

Na razie jednak zapadło nad dworem Deschamps szczęście…
… Aż jednego z tych tęczowych wesołych dni Cheryl czytała listy.

Tęczowe dni, mam skojarzenia ze środkami odurzającymi...
Mózg rozjebany:
Źródło
Ja mam skojarzenia z kucyponkami. Czyli mam jeszcze gorzej.

Droga pani Deschamps…
Z przykrością informujemy, że Nicholas Jacques w dniu wczorajszym poległ na polu bitwy. Ostatnią jego wolą było przekazać pani ten oto załączony w kopercie pierścień.
Wyrazy współczucia i szczere kondolencje. Generał Manure.

No i ubili Tró Lawera. Ciesz się, Cheryl, możesz sobie teraz znaleźć kolejnego chłopa, z którym zwiążesz się już po jednym dniu znajomości!

Gdyby każdy Tró Lawer tak szybko odchodził, być może z opek dałoby się wydobyć choć odrobinkę potencjału...

Z początku nie dotarło do niej o czym mówił list ale kiedy odnalazła w kopercie pierścień wybuchła płaczem. Wodospady łez lały się po jej policzkach.

Wiem, jak wyglądała wtedy Cheryl. Patrzcie:
Źródło
W tym momencie to pasuje idealnie. No i w końcu jakaś Mary Sue nie płacze pojedynczymi łzami.

 Założyła pierścień tam, gdzie dawniej miał swoje miejsce.

Do koperty?

Coś przegapiłyśmy?

Poszła prosto do łóżka. Chciała umrzeć.

*niewinnym tonem* Chcesz, mogę ci pomóc...

Celestine chyba w sumie też.

Już raz to przeżyłaś Cheryl… Rozstanie… Nie płacz. Będzie dobrze.
Dwa tygodnie później posiadłość odwiedził Louis Beumont. Nie został mile powitany bo członkowie Dworu Deschamps znali go jako „tego chłopaka co wiecznie ugania się za Charlotte Roux”.

Członkowie Dworu Deschamps. Brzmi fajnie. I tak, bądźcie bucami dla biednego faceta. A może on ugania się za Charlotte, bo chce ją zabić? Nie pomyśleliście o tym?

Może jest psychopatą i dlatego ugania się za tą dziewuchą?

[Louis chce się widzieć z Cheryl.]

Zeszła po schodach kołysząc, i szeleszcząc swą długą atłasową suknią. Jej oczy gwałtownie zmieniły się z czarnych jak otchłań na złociste kiedy go zobaczyła.

Źródło
AŁtorko, daj spokój z tymi kameleonowatymi oczami, jeśli jedynym celem ich wprowadzenia jest uczynienie z boCHaterki jeszcze większej Marysi Zuzanny. Ani to potrzebne, ani fajne.

I tak gówno wiemy z tego, co ona odczuwa, więc daruj sobie. 

 Widziała w jego twarzy szczerość i otwartość. Mimo że kochał się w kimś kogo nienawidzi.

No nieźle, chłopak kocha i nienawidzi jednocześnie. Ale, jak to mówią, między miłością a nienawiścią jest cienka linia.

Taki typowy dragonage'owski Rivalmance.

- Przybywam aby obwieścić że Charlotte Roux i Anette Le Beau knują coś na prawdę(...) wielkiego – powiedział chłopak kłaniając się przed damą.
- Dlaczego mi to mówisz? – zapytała Cheryl z niedowierzaniem.

Pewnie zemsta odrzuconego kochanka. To elementarne, droga Cheryl.

Albo padł kolejną ofiarą uroku Mary Sue.

- Charlotte odtrąciła mnie. Odrzuciła zaręczyny. Mam złamane serce. Chce(kto taki?) się zemścić -powiedział – Zdradzę panience co wiem.

A nie mówiłam?

Ach, Red, ta twoja prekognicja.

- Hmm… To znaczy?
- To jest na prawdę poważne.

Kurde bele, "naprawdę", aŁtorko! To się pisze łącznie!

Ja już nawet nie mam siły poprawiać tych błędów...

 One mogą tym panienkę zniszczyć doszczętnie. DOSZCZĘTNIE!  Mają tak potężną broń przeciw pannie Deschamps… Coś okropnego. Chodzi o to że one chcą…

*knebluje Louisa, żeby nie powiedział boCHaterce, o co chodzi i żeby Anette i Charlotte nie miały problemów ze zniszczeniem jej DOSZCZĘTNIE*

Teehee.

 … Na razie się nie dowiecie :)

Ojoj. :( Jak możesz tak trzymać mnie w niepewności?
Źródło
Spokojnie, Red, jeszcze się dowiemy, mwahahahahahahahahaha!

Musicie poczekać kilka dni.
Sorcia, że taki krótki.
Wasza najkochańsza princess Buziak

Princess Buziak? Brzmi dumnie. Idę się pokłonić i zanieść w darze kokosy.

AŁtorka była tak głodna, że aż wpierdzieliła "u".

Rozdział 3 Prawda

Do posiadłości Deschamps przyjechał dedektyw Frank. Był to półniemiec półfrancuz. Wybitny śledczy.

Źródło
A jakby był pół-Włochem, pół-Turkiem, to byłby mniej wybitny?

Cheryl była przerażona tym co knują Anette i Charlotte więc postanowiła zebrać dowody, że to one stoją za całym złem tego miasta.

Ależ to są poważne oskarżenia! Skąd w ogóle wzięło się przekonanie, że dwie niemiłe dla boCHaterki pannice są od razu złem wcielonym i wszystkie nieszczęścia w mieście, nawet, no nie wiem, zapchany kibel u pani Wiesi z parteru, to ich wina?

To brzmi tak, jakby one były jakimiś schwarzcharakterami. To przykre.

 Chciała spokojnie spędzić swoje siedemnaste urodziny które były za niecały tydzień. Frank zebrał zeznania z całej posiadłości, i zaczął działania szpiegowskie.

Chcę to zobaczyć. Ciekawe, drogi detektywie, czy dorównasz mojemu cudownemu Sherlockowi.
Źródło
Dobra, dobra, obiecuję, że ograniczę sherlockowanie w analizach i w swoich innych postach. Niech Wam będzie.

Cytując ulubione powiedzonko mojego chłopaka: Ta, jasne.

Louis często bywał w tych dniach w posiadłości. Na początku po prostu zeznawał przeciwko Anette, i Charlotty którą szczerze znienawidził po tym jak go odrzuciła.

Oho, nowa boCHaterka. Charlotta. Miło mi panią poznać.

Ach, ta deklinacja...

 Później jednak przychodził po prostu jako przyjaciel rodziny.

Żeby tylko... Coś węszę Tró Loff. Obym się myliła.

Kolejny? To już się robi nudne.

Cheryl od momentu rozstania z Emmanuelem nie przestała pisać wierszy. Przestały jednak być one smutne, i zaczęły się stawać poezją miłosną. Mimo to Cheryl była zimna na jakiekolwiek zaloty. Zbywała wszystkich, którzy przyjeżdżali do posiadłości w tym celu. Nie ufała mężczyznom bo już tyle razy została przecie zraniona…

Aż dwa razy, olaboga! Kochana, nie przeczę, że mogłaś poczuć się zraniona, ale nie gadaj, że nie wiadomo ile razy! Uwierz, czasami wystarczy człowieka zranić jeden raz, a dobrze.

Dobrym sposobem na zranienie kogoś jest, na przykład, wsadzenie mu rozgrzanego pogrzebacza głęboko w cztery litery.

Podczas jej jednego seansu pisarskiego ktoś zapukał do drzwi.  Wyrwała się z zamyśleń.

Czym są zamyślenia i czy pomagają one w pisaniu? Może to takie wabiki na Wena? Czasem by mi się przydały...

Nie wiem, co to jest, ale jeśli działa to w ten sposób, to ja mam kilka w nadmiarze. Chcesz?

- Proszę wejść… – odwróciła się na krześle w stronę drzwi oczekując na gościa. Drzwi się otworzyły a za nimi stał Louis.
- Co tu robisz? – zapytała sucho – Florence miała nie wpuszczać tu nikogo kiedy piszę.
- Powiedziała, że ja mogę wejść bo moja obecność dobrze ci robi – odparł. Oczy Cheryl zabłysły.

Aha. Może i Cheryl dobrze on robi, ale na pewno nie przecinkom. Pochowały się, biedactwa. Zaczynam poważnie myśleć o ponownym utworzeniu SOUP.

Po prostu je reaktywuj.

Trudno jest reaktywować coś, co na dobrą sprawę jeszcze nie powstało. *klnie na swój brak ogarnięcia*

- S… Słucham?! Jak śmiesz…
- To jej słowa. Ja po prostu wstaję rano z myślą, że muszę tu przyjść i cię zobaczyć. Nie mogę się oprzeć. Z dnia na dzień jesteś coraz piękniejsza…

Arrgh, zabijcie mnie, kolejny omamiony. *śpiewa* Ty jesteś dziś piękniejsza, spójrz tylko na te zdjęcia...

I teraz to ja mogę powiedzieć: A nie mówiłam?

- Nieobchodzi(WAT???) mnie to… – powiedziała niepewnie. Jej oczy zmieniły barwę ze złotych na srebrne.

Molly już była, prawda? No to teraz Lestrade:
Źródło
Niedługo ci zabraknie gifów.

Zastanawiał się co to znaczy – nieobchodzi mnie po co tu jesteś.

Powiem szczerze - ja też nie bardzo wiem, co to znaczy. I w jakim to jest narzeczu.

Nowa odmiana aŁtoreczkowego.

Ja nie chcę gości kiedy piszę. Ja nie chcę gości wogóle(a w ogóle chcesz?). Jeśli myślisz, że są jakiekolwiek szansę, że zwrócę na ciebie uwagę… Cóż. To nie możliwe.

Pożyjemy, zobaczymy. Never say never, my darling. A znając aŁtorki...

Znając aŁtorki, ta dwójka na pewno zostanie spairingowana.

- Powiedz chociaż dlaczego… – miał łzy w oczach.

Bo jesteś miękką pizdeczką, a nie prawdziwym facetem. Wypierdzielaj.

Louis w tym momencie:

Taki typowy mięczak.

- Nie jesteś mi już potrzebny. Dzięki, że pomogłeś. Teraz Anette i Charlotte napewno zostaną ukarane… Ale byłeś jednym z nich. Nie ufam ci do końca. Nie ufam ci wogóle.

Weź i się może zdecyduj, boCHaterko, bo zaczyna mnie to męczyć. Przyjaciel rodziny czy wróg?

Ja obstawiam wroga mojego wroga.

Louis trzasnął drzwiami i wyszedł. Zbiegł po schodach roztrzęsiony.

Niech ktoś go kopnie w jaja, o ile je jeszcze ma. Boru, co za wkuropatwiający chłoptaś.

No mówię, mięczak.

Wpadł na Florence.
- Co się stało? – zapytała przytrzymując jego ramię.
- Kolejna która mnie nie chce…

Idź, wypłacz się mamusi. Albo może zastanów się nad sobą. Bo ja się wcale nie dziwię Charlotte, że cię odrzuciła. Przecież ona ma większe jaja od ciebie!

No cóż, nie sprzeczam się.

- Musisz jej wybaczyć, w ostatnim czasie niezwykle wiele przeżyła. Też straciła miłość… Dwa razy. Pomyśl, że to co ty czujesz ona odczuwa podwójnie. Daj jej czas.

 Ej, nie do końca podwójnie. Jakby nie patrzeć, Louis też został odrzucony dwa razy - najpierw przez Charlotte, potem przez naszą Cheryl.

Ktoś się pogubił w tej całej matematyce związków.

[Louis jednak się nie poddaje i codziennie odwiedza boCHaterkę, mając nadzieję, że ta zmieni w końcu zdanie.][szału by szło dostać przez takiego stalkera]

Był to poranek. Miały być 17 urodziny Cheryl. Florence uszyła własnoręcznie przepiękną zdobioną suknię ze złota która pięknie podkreślała figurę panny Deschamps oraz jej złote włosy i oczy.

Biedna ta Florence, za krawcową też musi robić. Kiedy ta dziewczyna ma chociaż chwilę na sen? A suknia ze złota to... trochę kiepski pomysł. Takie chucherko jak Cheryl będzie miało problem z noszeniem jej.

No, tak jakby będzie miała z tym duży problem, bo złoto ma dość duży ciężar. Srebro jest zdecydowanie lżejsze.

[Na urodziny Cheryl dostaje od Giselle maszynę do pisania, a Celestine postanawia zdradzić swój sekret z lochów.] 

- Cóż… Chodziło o to – powiedziała Celestine podając Cheryl małą buteleczkę z płynem w koloże świeżej lawendy.

Koloże. Aaa.
Źródło
Ja już nawet nie chcę zgadywać, o co chodziło.

- Co to?
- Eliksir… Eliksir piękna i młodości – uśmiechnęła się tajemniczo – Aby twoja uroda utrzymała sie dłużej.

Czy tylko ja trzymam kciuki, żeby ten eliksir okazał się tak naprawdę trucizną, która powoduje śmierć w męczarniach?

Nie tylko ty.

- Cały czas nad tym pracowałaś?
- Cały rok.
Cheryl była zdziwiona ale wypiła eliksir. Jej skóra zabłysła na lawendowy kolor.

Matko śfinto zabijcie to, zanim złoży jaja!

Może to był roztwór, który powodował pojawienie się olbrzymiego siniaka na całym ciele?

 Wolała nie myśleć o tym jak powstała ta mikstura. Celestine stworzyła roztwór z dusz ludzkich. Cheryl sama nie wiedziała jak bardzo potężną osobą teraz jest. Niemal nieśmiertelną.

Źródło
Jak to Mary Sue. A zresztą, byle nekromanta potrafi osiągnąć taki efekt.

Ludzie zaczęli się schodzić na przyjęcie urodzinowe Cheryl. Zaczęła się impreza. Cheryl dała sie namówić nawet żeby zatańczyć z Louisem.

Och, jaka ona łaskawa! Louis, padaj na kolana i całuj stopy jaśnie pani. Raz, raz, raz!

*rzyga w kącie na widok tej hetery Cheryl*

 Prawdę mówiąc świetnie się przy nim czuła.

What a surprise. 

No way.

- W końcu się do mnie przekonałaś? – zapytał wprost.
- Jesteś inny niż mi się wydawało – powiedziała uśmiechając się.

Uwaga! Wild Tró Loff appears.

*rzuca się na Tró Lawera z kłami*

- Czyli jaki jestem według ciebie?
- Inteligentny, pełen optymizmu, szanujesz kobiety.

*kaszlem usiłuje zamaskować śmiech* Ależ ja wcale w tę inteligencję nie wątpię, no co Wy. *żłopie wodę* Optymizm? Jego optymizm to taka raczej głupota była, ale co ja tam wiem.

Szanuje kobiety... To taki eufemizm dla pantoflarza, mam rozumieć?

- Cieszę się, że tak uważasz.
- Nie uważam. To prawda po prostu. Jesteś inny niż reszta moich zalotników.
- A ty jesteś inna niż reszta dziewczyn. Jesteś moim ideałem – przyciągnął ją bliżej i chciał pocałować.

Łojezusicku, współczuję temu panu ideałów, serio. Skoro taka Cheryl jest dla niego ideałem, to nie chcę wiedzieć, jak wyglądają ci, których Louis nie lubi.

*przechodzą ją dreszcze na samą myśl*

[Smuteg, bo do pocałunku nie dochodzi. Anette mówi wszystkim, że Cheryl jest tak naprawdę królewskim bękartem. Czy teraz nasza boCHaterka będzie miała przesrane? Ależ skąd.]

Akurat było tuż po abdykacji ostatniego króla gdy wyszło na jaw kim jest Cheryl. Wbrew wszystkiemu co mogłoby się wydawać ludzie wcale nie wyklęli nieślubnej księżniczki ze społeczeństwa.

No jasne, to by było zbyt piękne i za mało merysójcze. :(

I zbyt prawdopodobne.

Większość chciała by to ona objęła tron. Potwierdzono, że akt urodzenia jest prawdziwy. Zadecydowano, że Cheryl zostanie koronowana na królową francji.

Dzień, w którym to dziewczę obejmie tron, będzie dla Francji dniem przeklętym. Zapamiętajcie moje słowa.

Ale to jest jakaś francja, a nie Francja. Zupełnie inne miejsca.

Uczucie między Louisem i Cheryl zacieśniało się. Rozmyślał nawet, czy nie zadać jej tego pytania… Czy nie zapytać o… Tak ważną sprawę.

Powiedz mi w końcu, kochanie moje najdroższe, gdzie schowałaś moje ulubione liliowe kalesony? Dobrze wiesz, złota moja, że bardzo mi ich brakuje!

Gdyby to był Dragon Age 2, pytanie brzmiałoby pewnie: Hawke, jak ty właściwie masz na imię?

W końcu był dzień przed koronacją. Uklęknął przed nią kiedy czesała się.

Oświadczyny przy czesaniu. Jakie to romantyczne! *ociera samotną łzę*

*przewraca oczami od nadmiaru słodyczy*

Ku jej oczom ukazał się (że hę?) pierścionek z olbrzymim diamentem z 24 karatowego złota.

Diament ze złota. No, no, wykosztował się chłopina. Zwłaszcza na magika, który mu takie cudo zmajstrował.

Dla mnie diament to tylko odmiana alotropowa węgla, ale co ja mogę wiedzieć przy wykształceniu chemicznym?

Nic nie powiedział. Ona też milczała. Po prostu nałożyła pierścionek na palec i objęła go.

Co się tak dziwnie patrzycie, nigdy nie tuliliście swojej biżuterii albo swoich palców? *idzie potulić swoje ukochane kolczyki*

To wcale nie takie dziwne, nie, nie, oczywiście, że nie.

Anette i Charlotte zostały ścięte na publicznej egzekucji za obrazę majestatu królewskiego swoimi wielokrotnymi intrygami. Wszystko było tak idealne…

Źródło
Co...? Zakończenie prawie jak u pana Walta D. No dobra, jednak nie.

Idzie czegoś dostać od tego lukru. Chyba cukrzycy.

I tu opko się kończy, aŁtoreczka na szczęście niczego więcej nie dopisała. Z drugiej strony, trochę szkoda, bo chciałam zobaczyć detektywa Franka w akcji... Cóż, nie można mieć wszystkiego. 

Do zobaczenia wkrótce!

PS Info dla Marisy. Fotki dla Ciebie wrzucimy na dniach, także prosimy o jeszcze troszeczkę cierpliwości. :)

1 komentarz:

  1. Jak ja się cieszę, że pojawiła się druga część analizy! :3
    Od kiedy Red powiedziała "Celestynka", nie mogę przestać kojarzyć tej postaci z księżniczką Celestią z kucyków! xD
    Poza tym gifki (nie tylko sherlockowe) były ucieszne.
    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń