piątek, 29 listopada 2013

Facepalm na facepalmie, czyli Piraci z Karaibów 2/2

Witamy!
Dziś druga i ostatnia część analizy opka o piratach. I tu z góry ostrzegam: kicz w tych rozdziałach zabija. W pewnym momencie jest tyle słodkości, że można oszaleć. Naprawdę. Przepraszam też za moje czepialstwo - w tej analizie jest ono naprawdę ogromne, ale nie mogłam się powstrzymać, no. Wybaczcie.
Link: http://x-pirates-of-the-caribbean-x.blog.onet.pl/
Analizują: Red i Arkanistka
Enjoy!

Zemdlona Elizabeth leżała na łóżku.

A gdzie miała leżeć, skoro właśnie tam ją położyli, a ona była nieprzytomna? Raczej nigdzie sobie nie poszła.

Mogła spaść na podłogę.

Pan Gibbs i John, pochyleni nad nią, czekali aż się wybudzi.

Ze śpiączki. Ej, a ten John, czy jak mu tam, też coś często zmienia imię. W poprzedniej części analizy raz był Johnem, raz Jonem, ja już się zgubiłam i nie wiem, jak on się naprawdę nazywał.

Ja też już się zgubiłam przy tym typku.

 Mały Turner popłakiwał w swojej kołysce.

Oessu, uciszcie go jakoś. Przecież do zajmowania się Elką wystarczy jeden pirat, drugi niech się zajmie dzieciakiem!

*kręci głową* Nie no, poziom absurdu zbliża się do górnej granicy tolerancji.

Nagle kapitan Krwawej Łzy powoli otworzyła oczy.

Jak powoli, to ja wiem czy tak nagle? Ona je tak otwierała, otwierała, otwierała...
Informuję, że nazwa "Krwawa Łza" nadal mnie cholernie śmieszy.

Mnie też. No i rzeczywiście to "nagle" kłóci się z tym "powoli". Znowu mam wrażenie, że aŁtorka nie zna znaczenia niektórych używanych przez siebie słów.

- Gggdzie ja jestem? Co się stało?- spytała oszołomiona.

Z tego oszołomienia literki jej się namnożyły. A spacje poznikały. Właściwie to jedna. Rozpłynęła się w ogromnej przestrzeni energii, która nas otacza.

Rozpłynęła się w antymaterii.

- Proszę spokojnie leżeć, już wszystko w porządku- odparł  John.

Ja bym się z tym nie zgodziła. John głupoty gada. Spacji nie ma przed myślnikiem.

Raczej komuś, kto dopiero się ocknął, nie mówi się, że wszystko w porządku.


-Musisz być bardzo wyczerpana Elizabeth- powiedział Gibbs.

Nie tylko ona jest tu wyczerpana. Tyle że ja raczej psychicznie. Już nawet nie będę się czepiać tych znaków, których albo nie ma, albo są nie tam, gdzie powinny się znaleźć.
Oj, dobra, będę się czepiać, bo jestem czepialska i złośliwa, a co!

Zzzz...

-Ale mnie nic nie jest. Gdzie Latający Holender? Przypłynął do nas?

Nie, nic ci nie jest, tylko straciłaś przytomność i pieprznęłaś głową o podłogę. Okaz zdrowia.

Niech ta aŁtorka się zdecyduje!

- Holender? Nie było Latającego Holendra. To chyba zmęczenie, przewidzenie.

Albo dobre jaranie. Przyzwyczajaj się, Gibbs, Elka często widzi różne dziwne rzeczy. I ja już w końcu nie wiem, tam był ten Holender, czy go nie było? Będzie Wiluś?

Skąd one biorą formę przewidzenie? "Przewidzieć coś" nie znaczy, że "coś się przywidziało".

Może Elka przewidziała, że Wiluś jej się przywidzi?

- Nie!!!- wrzasnęła rozdrażniona Elizabeth. – Na horyzoncie był stary statek! To był Latający Holender! Zaraz Wam to udowodnię!

Nie każdy stary statek musi być zaraz Latającym Holendrem... A ciekawa jestem, czy piraci słyszą ten szacunek w głosie Elizabeth. Może w mowie Mary Sue są słyszalne wielkie litery, kto wie?

Mówiłam, że to był jakiś wrak. Elka ma problemy ze wzrokiem.

Nie tracąc czasu na przekomarzanie się z Gibbsem i Jonem,

O, właśnie o tym pisałam na początku analizy. Teraz John znów zmienił się w Jona. Może ma schizofrenię? Albo kiedy jest Jonem, kocha Elkę i zmienia się w tego Jona, gdy wyczuwa jakieś zagrożenie. Np. tutaj zagrożeniem dla Jo(h)na jest Wiluś, bo to potencjalny rywal.

Przekomarzanie się? Yhy, jasne.

 Elizabeth podeszła do okna, przez które wpadały promienie słońca.

W tym opku Elka nic nie robi, tylko stoi przy oknie. Tzn. tu akurat podeszła, ale wiecie o co mi chodzi.

Pewnie jak odchodzi na więcej niż 100 metrów od okna, dzieje się z nią coś złego. Taka klątwa, czy cuś.

Długo wpatrywała się w horyzont, lecz nie dostrzegła Latającego Holendra.

Eee, czyli nie będzie Wilusia. Jak zwykle Elizabeth miała zwidy.

O co zakład, że aŁtorka zamiast zwidy napisałaby zwiady?

John i Gibbs podeszli do niej.

-Ale… Ale  on przecież tam był. Daję słowo.

Tak to jest, jak się nie uważa z używkami. Btw, zauważyliście ten uroczy przeskok spacji?

Kawa i herbata to też używki...

- Połóż się Elizabeth. Chyba jesteś przemęczona, nie śpisz całymi nocami.

*prycha* Żeby tylko. Ech, brak przecinka, jak tu się nie przyczepić? 
Poległam. Nie potrafię pominąć milczeniem błędów interpunkcyjnych.

A skąd oni wiedzą, że ona nie śpi? Do tej pory ani razu coś takiego nie zostało wspomniane.

Gibbs i rudowłosy pirat opuścili kajutę.

A ten rudowłosy pirat to jak miał na imię w momencie opuszczania kajuty? Tak z czystej ciekawości pytam.

Jan. Pewnie taka forma też się za chwilę pojawi.

 Młoda pani kapitan została sama…

To jej dziecko też opuściło kajutę? Na własnych nogach (chyba we wszystko już uwierzę), czy ktoś je wyniósł?

Może już raczkowało? Wtedy na własnych rączkach i kolanach.

 Została sama z dręczącymi ją myślami…

 Hał dramatik end połetik. 
I po raz kolejny muszę spytać - co z dzieckiem? Boru, jak tak dalej pójdzie, to przez to opko zmienię się w jakąś niańkę. Nie chcę tego. Nie lubię dzieci!

Czasami mam wrażenie, że to dziecko to element otoczenia.

~ ~ ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ ~ ~

W tym samym  czasie na pokładzie Czarnej Perły, piracka załoga popijała rum sprzątając statek.

No to mają niezłego skilla. Cuda się działy na tej Perle, tyle że zamiast rumu, rozmnożyły się spacje. *wzrusza ramionami* Zawsze coś. Chociaż ja bym wolała rum.

Można by myć pokład rumem. Wtedy byłyby cuda...

Wtedy byłoby marnotrawstwo.

- Panowie, czyście dokładniej  ‘’moją ‘’ Perełkę- rzekł Jack Sparrow.

Noo, wreszcie Jack się pojawia! Brakowało mi go. Może chociaż jego aŁtorka nie spierniczy.

Ja też mam taką nadzieję.

Znienacka stanął za nim Barbossa.

-Yhhymm – odchrząknął stary pirat.

Wow, długo on odchrząkał. Serio, pierwszy raz się z czymś takim spotykam, zazwyczaj wystarczało "yhm" albo "ehm". Albo "mhm". Po co tak rozwlekać?

Ja używam "Ekhm", ale też jest poprawne. Chyba, że Barbossa ma jakieś problemy zdrowotne i dlatego próbuje wykrztusić wydzielinę.

- O ! Barbossa! Słuchaj coś liny się poprzecierały. Pomóż im trochę, co?

I wykrzyknik zatrzymaj, bo próbuje uciec z opka. Przecinek już uciekł, więc jemu niestety nie pomożesz.

Jack już na wstępie mówi jak jakaś ciota...

- Jack, Jack. Chyba zapomniałeś ,że ja dowodzę Czarną Perłą. Ja jestem jej kapitanem, nie ty.

Ech, w filmie kłótnie Jacka i Barbossy były nawet zabawne, ale aŁtorce to nie wychodzi. Po co w ogóle tykać się tak zajebistych filmów? Są fajne i bez durnowatych fanfików.

Wszystko, co jest zajebiste, potrafi obejść się bez fanficków. Nawet Pasjans i Biblia (tak, znalazłam kiedyś fanficki o pasjansie i Biblii; do tej pory się nie otrząsnęłam)

- Ale co Ci po kapitanowaniu skoro nie masz tego. – Jack pokazał siwobrodemu Hektorowi mapę zwiniętą w rulon.

Holy crap, mamy tu powiew świeżości - już nie "siwowłosy", jak to byłoby w połowie opek, ale "siwobrody". Tylko że w tej połowie opek kolor włosów podawało się zamiast imienia, a tu mamy i kolor, i imię. Nie wiem co gorsze.

Siwobrodzi mogą co najwyżej nauczyć Drogi Głosu. Ale to w Skyrimie...

 – Przecież chyba dlatego zawróciliście po mnie w okolice Tortugi, podczas gdy ja spokojnie żeglowałem sobie na mojej małej łajbie. Miałeś mi wtedy oddać ster Czarnej Perły.

Aha. Ej no, Jack, jak ci obiecał, a nie oddał, to sam sobie weź! Jeżu, nie mówcie mi, że i jemu amputowali charakter...

Jak im wszystkim, Red. Jak im wszystkim...

- Po co ja Cię wyłowiłem Jack, ciągle gadasz i gadasz.

Czy tylko ja mam wrażenie, że te dialogi są jakieś strasznie drętwe? Już moja babcia i jej sąsiadki przy herbatce rozmawiają z większym zaangażowaniem.

Poważnie się zastanawiam, po jaką cholerę aŁtorki zmieniają charakter postaciom...

- Gdybyś mnie nie wyłowił nie miałbyś mapy.

Ale to tak trochę nieładnie, panie Barbarossa, Jacka wyłowiłeś, a przecinek nie. Pewnie, niech się topi. Przecinki? A komu to potrzebne?

Barbossa, Red. Nie Rudobrody.

Ja wiem, ale ten tutaj to nie jest Barbossa. Jakiś inny gościu.

Bracia Barbarossa też byli piratami, i to dobrymi, więc to też raczej żaden z nich.

 Nie mając tego świstka pergaminu nie byłoby sensu szukać czegoś co pokazuje ta mapa.

Stop. Przerwa, bo muszę to ogarnąć. Czy mówiąc "świstek pergaminu", Jack ma na myśli mapę? Tak by wynikało. Ok, to idziemy dalej. Z aŁtoreczkowego na nasze - bez mapy nie ma sensu szukanie czegoś, co pokazuje mapa. Logiczne..? Czy nie? Nie prościej napisać, że bez mapy chuja znajdziesz?

*chwyta się za głowę*

 Więc wniosek z tego jeden.

To opko jest bez sensu? Taki mi wniosek do głowy przyszedł...

Nie tylko tobie...

 Po co Ci Perła bez mapy.

Widzisz, jaki jesteś dla mnie ogromnie ważny, że aż mówię do Ciebie wielką literą? Czuj się doceniony.

Tak naprawdę oni piszą do siebie nawzajem list.

 Która pokazuje drogę do tego eliksiru nieśmiertelności ?

*mrug* *mrug* *mrug*
Poprzednie zdanie kończyło się kropką. + To jest rozpoczęte wielką literą. + Kończy się pytajnikiem. = BESSĘS

Well... NIE.

- Miałbym święty spokój – powiedział Barbossa znudzony wywodami Jacka.

Znudzony? Ja tam nie jestem znudzona, ja szukam sensu. I jakie to wywody? On chyba mnie nie słyszał. 
Ano tak, nie słyszał.

Oni są tacy nudni... Zero akcji...

- To jak będzie ? Oddajesz mi Czarną Perłę?

Po co ty się go w ogóle o to pytasz, Jack, weź sobie tę Perłę i tyle. *wzrusza ramionami* Spacją przed znakiem zapytania się nie przejmuj, ja się nią zajmę. *ostrzy pazurki*

Jeśli Jack nie przejmie Perły, to ja to zrobię! *chwyta kordelas i rzuca się na Barbossę*

- Tak, ale tylko do czasu aż znajdziemy ten przeklęty eliksir nieśmiertelności.

Oj tam, zaraz przeklęty. Nie przesadzajmy, panowie. *trzyma kciuki, żeby Jack i tak wziął sobie Perłę już na zawsze*

Ja pierdolę...


- Okey, umowa stoi.

Ten ma skilla, chciałabym usłyszeć, jak wymawia "y" na końcu "okey".

Tak po prostu? No nie...

Jack i Barbossa podali sobie ręce na znak zawarcia porozumienia.

No patrz, a ja i mój brat zawsze podawaliśmy sobie ręce na znak wykopania topora wojennego!

Nie chce mi się drugi raz wklejać tego Jezusa...

- Mianuję Cię moim doradcą- dodał Jack uśmiechnąwszy się pod wąsem.

Jak doradca, to faktycznie z szacunkiem trzeba. Tylko ciekawe, czy Barbossa słyszy te wielkie litery w mowie Jacka. 
A ja widzę brak przecinka.

Takie opka naprawdę potrafią załamać człowieka...

 – To co płyniemy szukać  naszego tajemniczego eliksiru?

Myślisz, że to takie zabawne, a to tak naprawdę tragedia - spacja zjadła przecinek i teraz jest jej więcej. Smacznego, spacjo!

Jeszcze raz oni wspomną o tym eliksirze i rozwalę im łby...

- Chyba zapomniałeś, że płyniemy do Shipwreck Cove na zebranie Trybunału. Niedługo pierwsza rocznica.

O matko, oh my God i co tam jeszcze, nie mówcie, że Elka zatrudni Jacka do opieki nad jej bachorkiem! Moje kondolencje, Jack. Nie daj się!

Jeszcze tylko brakuje, żeby Jack, który był poniekąd głównym bohaterem "Piratów..." został zdegradowany do roli drugoplanowej...

- A racja .

Ten (po)tworek zasługuje na tylko taki komentarz: WTF?

*rozkłada bezradnie ręce, bo nie stać jej na konstruktywny komentarz*

 Mam nadzieję, że nie będę musiał wszystkim oddać pożyczonych pieniędzy teraz. Lepiej niech rozłożą dług na raty – burknął pod nosem.

Element komiczny wyjrzał zza krzaka. Serio, aŁtorko, filmowy Jack był zabawny, jego perypetie także, ale nie każdy potrafi odpowiednio opisać to wszystko. Wspominanie o długach Jacka nie uczyni tekstu takim śmiesznym, że ojeju.

*facepalm na facepalmie*

Nadchodził zmierzch. Piraci zapalili kilka małych oliwnych lamp , aby rozświetlić pokład.

Przepraszam, ale zmierzch kojarzy mi się tylko z jednym, domyślcie się z czym. Idę na przerwę.

Nie tylko tobie się tylko z tym jednym kojarzy, Red.

~ ~ ~ * ~ * ~ * ~ * ~ * ~ ~ ~

Na Krwawej Łzie każdy zajęty był naprawianiem szkód po niedawnej gwałtownej burzy.

Mały dzieciak Elki i Wilusia też? A sama Elka, która w poprzedniej scenie straciła przytomność i leżała w kajucie też? Ok, nie wnikam.

Kapitan raczej nie ma w zwyczaju pomagać w czymś takim...

- Panie Long, proszę stanąć za sterem- powiedział Gibbs. – Pójdę sprawdzić jak się czuje nasza pani kapitan. Zaraz wracam.

O, widzicie, czyli nie wszyscy ten statek naprawiali. I co, aŁtorko? Kłamstwo ma krótkie nogi. 
Gibbs się w uprzejmość bawi, on PROSI Longa (ja też nie wiem, kim jest ten Long) o cokolwiek, ja pierniczę.

Poziom absurdu już dawno przekroczył stan alarmowy.

[Tu następuje sprawdzanie stanu zdrowia Elki. Scena ta sprowadza się do krótkiego, drętwego dialogu, więc nie ma potrzeby jej rozkładać na czynniki pierwsze. Ciach.]

Pan Gibbs wyszedł zamykając delikatnie za sobą drewniane drzwi.

No bardzo miły jest Gibbs w tej scenie, ale co z tego, przecinków dalej nie ma i w ogóle smutek.

Już się tak tych przecinków nie czepiaj, o to już się nudne robi, Red.

Niech się robi jakiekolwiek, jak jest czego się czepiać, to będę się czepiać, bo mnie szlag trafia, jak takie coś widzę.

Będę od ciebie pobierać złotówkę za każde wytknięcie braku przecinków powyżej dziesiątego.

Zubożeję. :(

 Elizabeth postanowiła poczytać książkę, aby uwolnić się choć na trochę od smutnych wspomnień.Nastała noc.Znużona lekturą Lizzie, przebrała się w swoją bawełniana koszulę nocną.Odpięła dużą spinkę,która przytrzymywała długie blond włosy.

Tak, tak, drodzy moi, miałam te zdania porozdzielać i zanalizować osobno, ale się powstrzymałam, bo chcę, żebyście zobaczyli, jak cudnie tu spacje wywiało. Głowa boli od samego patrzenia. 
W życiu Lizzie dużo się dzieje, zauważyliście? Ach, urzekło mnie to zaznaczenie długości i koloru włosów Elki.

DAJCIE MI KARABIN, WRRR!!!

 Niemowlak grzecznie spał.

Dzięki wam, pradawni bogowie!

Wielcy Przedwieczni okazali nam dzisiaj swą łaskę, zatykając niemowlakowi usta! Dzięki ci, Wielki Cthulhu!

 Po dość późnej toalecie, Elizabeth zdecydowała się na krótki spacer po pokładzie Krwawej Łzy, aby się odświeżyć.

Oj, no masz, przed chwilą była zmęczona i wyraźnie szykowała się do spania. Ale co tam, niech sobie idzie na nocny spacer w samej koszuli nocnej, przy odrobinie szczęścia przeziębi się i umrze.

O ile nie złapała od Wilusia HIV, to raczej wątpię, żeby umarła od przeziębienia.

[Obserwacja nocnego nieba i zauważenie księżyca. Wow, brawo, Elżbieto. Ciach.] 

Elizabeth przypatrywała się mu z uwaga.

Nigdy się niczemu nie przypatrywałam z uwaga. Czym jest uwag?

Może jakiś nowy rodzaj pokładu. Zresztą nie wiem.

 ,,Tyle bym dała, żeby być choć przez chwilę z Willem. Ciekawe czy on, tak samo jak ja , patrzy na księżyc…” – smuciła się Lizzie.

Borze, tyle tu angstu. Bleh. Czy Elka potrafi myśleć o czymkolwiek innym niż Wiluś? Bo jak na razie, to ona nic tylko angstuje i tęskni za nim. Zajęłaby się czymś, zrobiła coś twórczego, ja wiem, szalik na drutach , czy coś.

Może zaczęłaby wydawać jakieś rozkazy, czy coś? W końcu jest kapitanem.

 Już chciała wracać do kajuty, kiedy nagle zerwał się lekki wiatr. ,,Dziwne. Przecież przed chwilą nie było żadnego ruchu powietrza”.

Ukwikało mnie to określenie. Ruchy powietrza, wow. Trafiła nam się uczona aŁtoreczka. A wiatr to wiatr, czasem jest, czasem go nie ma... Ulotne to takie...

To po prostu przemieszczanie się mas powietrza pod wpływem zmian ciśnienia, nic więcej.

Niespodziewanie na horyzoncie pojawiła się smuga zielonego tajemniczego światła.

Jak wpisałam w google "tajemnicze, zielone światła", to wyskoczyły mi informacje o UFO. Ciekawa jestem, czy tu się to sprawdzi.

Raczej wątpię, chociaż wcale bym się nie obraziła, gdyby UFO porwało Elkę.

 Lizzie skierowała spojrzenie na cos co znajdowało się w oddali.

Latający talerz? Przylecieli kosmici i porwali przecinki, będą na nich przeprowadzać badania.

Zwróciła spojrzenie na cosinus kąta, który nagle zmaterializował się przed nią w powietrzu. Tak, właśnie tak musiało być.

 Był to Latający Holender, którym dowodził William.

Ok, cofam to ostatnie. Wiluś nie jest kosmitą. Chociaż ten opkowy... Kto go tam wie.

Pewnie kosmici go porwali i zrobili mu pranie mózgu.

 ,,Niemożliwe! Czyli jednak się nie myliłam. Miałam rację, że widziałam Holendra! – ucieszyła się – Pójdę po Gibbsa, niech sam zobaczy, że mówiłam prawdę!”.

To wszystko to jakiś cytat, czy co? A, śmiałabym się, gdyby Elka poleciała po Gibbsa, potem wróciliby na pokład, a tu Holendra nie ma. Taki Wiluś - Trolololololo.

Też o tym pomyślałam.

Elizabeth pospiesznie ruszyła w kierunku kajut znajdujących się pod pokładem statku.

A nie lepiej poczekać na Wilusia, a potem razem pójść po Gibbsa? Ja bym tak zrobiła. Przynajmniej Wiluś by nie uciekł.

Szczególnie, jakbyś go związała, co? Byłby wtedy do ciebie bardzo przywiązany.

 Nim zdążyła dojść do drewnianej klapy, ponownie pojawiła się zielona smuga, tym razem na Krwawej Łzie.

Wciąż jest nadzieja na kosmitów. Niech przylecą, porwą ich wszystkich i już. Koniec opka.
Tja, chciałoby się. *wzdycha ciężko i wraca do analizowania*

To jest tak porąbane, że już brakuje tu tylko specjalnej muzyki...

 Lizzie nie wiedząc co się dzieje, ostrożnie obejrzała się za siebie.

Zobaczyła zielonego stworka z antenką zamiast ucha, potem straciła przytomność i obudziła się dopiero na stole operacyjnym.

Nie zamiast ucha, tylko na czubku głowy. Bo przyleciały po nią Teletubisie, chcąc zaproponować udział w swoim programie. Nie powiem, ale pasowałaby tam jak ulał.

 Seledynowe promienie tworzyły wir wokół czyjejś sylwetki.

Lol, magia świąt. Albo kosmici najpierw porywają kogoś innego. Wilusia na ten przykład.

Nie powinno go tam być. To był pewnie ten Jon/John/Joe/Cholerawiejakmutambyło.

Nagle światło zniknęło, rozpłynęło się w powietrzu. Przed Elizabeth stał Will Turner.

Nikt się tego nie spodziewał, prawda?

Zawsze można przyjąć, że jakiś kosmita przebrał się za niego.

- Will!

- Nie, ciocia Genowefa!

- Nie, Dipsy!

- … Elizabeth! – powiedział młody Turner.

Mam wrażenie, że jakoś mało w nim było radości... Nie dziwię się wcale.

Ja też nie. Jak ja bym miała faceta z takim charakterem, jaki ma Elka, to też bym się nie cieszyła.

Natychmiast podbiegli do siebie, a następnie mocno objęli.

*kwik* Jeden z najmniej emocjonujących opisów witania się kochanków, jaki kiedykolwiek czytałam!

To ja się bardziej emocjonująco witam ze znajomymi. I to płci żeńskiej.

 Kiedy rozluźnili ucisk, Will objął rękoma talię Elizabeth.

Ech, aŁtorko, nie wdawaj się w szczegóły, te opisy i tak są drętwe, nic nie poradzisz.

Najpierw ją objął, teraz objął ją po raz drugi. Seems legit...

 Pani Turner trzymała jedną dłoń na jego policzku, druga zaś oparła na ramieniu.

Trzecią położyła sobie na głowie, a czwartą trzymała swojego syna. Piąta jej się gdzieś zgubiła, a szósta i siódma opadły.
Głupie Skojarzenia Red... która to już część?

Nie mam pojęcia. Ale dodaj jeszcze ósmą i mamy hinduską boginię Kali.

 Ich twarze zbliżyły się.

Zbliżyły się..? Nie chcę wiedzieć, o jakie zbliżenie chodzi o_O

Chcą pewnie dokonać wymiany płynów ustrojowych, znając opka.

 Usta Willa i Elizabeth złączyły się w namiętnym, pełnym miłości pocałunku.

Cudnie. Boru, który to już raz widzę opis tego typu? Nie, aŁtorki, to nie jest romantyczne. To jest bardzo zabawne.

Jakbym dostawała złotówkę za każdy taki opis, jaki można znaleźć w opku, jeździłabym Maybachem.

 Teraz czas się dla nich zatrzymał, tak samo jak podczas ślubu na Czarnej Perle.

Chlip, chlip. *szuka chusteczek* Ten fragment tak bardzo mnie wzruszył!
*kwik*

*stara się nie zasnąć*

 Tę szczęśliwa,

Eee? A dobra, nawet nie będę starała się zrozumieć, po co mi to.

Ci poloniści naprawdę się opierdalają na lekcjach.

od dawna wyczekiwana chwilę przerwało szlochanie dziecka.

No i masz, mówiłam, że to bez sensu płynąć w taką podróż z dzieckiem. Każdą chwilę taki dzieciak potrafi zepsuć!

Normalka. Tak jest zawsze.

Turnerowie patrzyli głęboko sobie w oczy.

Mistrz Yoda dumny był z ich składni ogromnie.

Bosh, ta składnia.

 Elizabeth zaczęła rozmowę.

No nareszcie, bo już myślałam, że nie będziecie w ogóle ze sobą rozmawiać, tylko się cały czas miziać.

Czemu nie zacząć od razu pisać dialogu, zamiast pisać opis tego, co robią, skoro łatwo się domyślić, co robią?

- Will… Coś Ci muszę powiedzieć …- ciągnęła, nie wiedząc jak zareaguje mąż na wiadomość, iż został ojcem.

Ja to bym się bardziej martwiła, gdyby to nie on był ojcem. A tak, to czego się obawiać? Ty się lepiej mnie bój, bo za spację przed wielokropkiem gryzę!

No wiesz, faceci różnie reagują na takie informacje.

Ale Will wiedziała co Elizabeth chciała mu zakomunikować, dlatego

...zmienił płeć, żeby nie musieć brać na siebie ojcowskich obowiązków. Sprytne posunięcie, Wilusiu.

Cwaniak z niego, naprawdę.

 uprzedził ją pytaniem :

To jest chore, tu spacji jest nadmiar, parę zdań wyżej był straszny niedobór, o co tu chodzi, na litość?!

No i gdzie się podziała logika tutaj? No gdzie?

- To nasze dziecko, prawda?

Oh, wow, domyślny ten Wiluś. Ale i tak go w tym opku nie lubię. Bo mu jaja zabrali.

Elka je trzyma w skrzynce.

Liz potwierdzająco pokiwała głową.

*przypomina sobie wszystkie docinki dotyczące (nie)bułgarskiego pochodzenia boCHaterów* Kuźwa, chyba niczego nowego na ten temat dziś nie powiem.

Jakby to się tak często nie pojawiało, to nie zabrakło by nam pomysłu, jak to skomentować. No ale sami wiecie...

 Wzięła William za rękę i poszli do jej kapitańskiej kajuty.

Wiluś przybył do Elki, zmienił płeć i od razu został kapitanem! A to urwis! Chyba że ja coś źle zrozumiałam, co jest dość prawdopodobne...

Ja też to mniej więcej tak zrozumiałam.

 Podeszli do kołyski, gdzie leżało płaczące niemowlę.

Postójcie nad nim, pogapcie się, nie zróbcie nic, żeby go uciszyć. Będzie super.

No jasne, bo po co uciszać? Po co troszczyć się o zmęczoną załogę i w ogóle, no nie?

- Will, to jest Jonatan, Twój syn.

Wilusiowi przedstawiła tę wersję imienia. Ciekawe dlaczego. I znowu wymawia wielkie litery, trzymajcie mnie!

Ja już nie wiem, czy ona mówiła o tym bachorze, czy o tym rudym piracie. Serio.

Młody Tuner uśmiechnął się do żony.

- Nawet nie wiesz jak się cieszę kochanie- rzekł do Liz, ponownie przytulając ją do siebie.

Jeżu, ile w tym lukru! Zaraz zwymiotuję. Proszę, niech oni wszyscy umrą na końcu, mam dość! *sprawdza ostatni rozdział opka*
http://data3.whicdn.com/images/40479749/tumblr_m4525h2ZQI1r6e9hpo1_500_large.gif
Ech. Mam dość.

Czemu aŁtoreczki nie mogą się nauczyć, że szczęśliwe zakończenia nie muszą być takie przelukrowane?

Chwilę później, Will wziął na ręce małego Jonatana

...który dołożył do zdania nadprogramowy przecinek, po czym wyszczerzył się w głupkowatym uśmiechu i zmienił imię.

Ja się poddaję. Tak naprawdę.

 i delikatnie ukołysał.

Wiluś - dobry, czuły tatuś. Świat się posrał. Nie chcę na to patrzeć, zabierzcie twór ten okropny sprzed oczu moich!

Zbliżamy się już do końca. Wytrwasz, nie bój się!

 Joe w czułym i bezpiecznym objęciu taty, momentalnie zasnął .

O, teraz już Joe. Gościu, ty się weź, zdecyduj na jedno imię, a nie że ciągle zmieniasz, bo potem Red dostaje kręćka i się denerwuje. Z innej beczki, patrzcie ile radości i czułości jest w tym zdaniu, aż się nadprogramowa spacja wepchnęła, też chciała mieć trochę ciepła.

Dziwisz się? W innych miejscach brakuje tego ciepła, to przylazła tutaj z któregoś z poprzednich zdań.

 Tuner położył synka do łóżeczka i przykrył go kołderką.

To po jaką choinkę go stamtąd wyciągał? Chociaż zaraz, czekajcie, to ma sens. Wyciągnął go z kołyski, a położył do łóżeczka, jest w tym jakaś ledwo dostrzegalna głębia.

*dzwoni do lekarza, bo widzi, że Red chyba się źle czuje*

- Spij słodko szkrabie- powiedział Will.


http://i2.kym-cdn.com/photos/images/original/000/239/129/274.gif
Myślę, że powyższy gif wystarczy za komentarz. *miała powiedzieć jeszcze coś o zagubionym przecinku, ale jest zbyt osłabiona*
Eee, momento, momento! Co on temu biednemu dziecku kazał spić?! *zastanawia się, czy nie napisać do Rzecznika Praw Dziecka*

No wiesz, nie wiadomo, co on mu kazał spić, więc...

- Jak udało Ci się tu przenieść ?

Ten szkrab to powiedział? 
Pff, aŁtorki, koniec żartów, powiem raz i macie to zapamiętać - jeżeli opko nie jest pisane w formie epistolarnej, zaimków typu "ty", "cię" itp. nie zaczynamy wielką literą, urrwa! A przed znakiem zapytania nie daje się spacji! I zapamiętajcie to, naprawdę dobrze radzę, bo znów mnie trafia szlag!

Że nie wspomnę o tym, że należy zaznaczać, kto co mówi. Chyba że chcecie, by czytelnicy się pogubili.

- Wiedziałem, że się zdziwisz. Otóż na ląd mogę schodzić co 10 lat, tak jak Davy Jons,

Davy Jons? A kimże jest ten zacny (?)człowiek? Ja go nie znam. Znam wspaniałego potwora, który zwie się Davy Jones, ale to chyba nie o niego tu chodzi.

Pewnie zły brat bliźniak Jonesa.

 ale on mógł również przenikać przez pokład. Więc ja tez to potrafię.

Zaraz, zaraz, czegoś tu nie rozumiem. Mógł przenikać przez pokład, czyli spod pokładu potrafił dostać się na pokład. A Wiluś przeniósł się na inny statek, więc jedno do drugiego ma się jak Wiluś opkowy do prawdziwego Wilusia.

Logiki - brak.

 Niestety mogę robić to tylko czasami, bardzo rzadko – wytłumaczył jej mąż.

Na potrzeby opka na ten przykład mogę. Bo aŁtorka uważa, że tak będzie dobrze dla fabuły. (boru, jakiej fabuły?)

Też się zastanawiam, jaka jest tutaj fabuła.

-Will…Jak długo możesz z nami być ? – zapytała Lizzie.

Ależ niesforne są spacje w tym opku! Skaczą po zdaniach, urwiski małe!

*ziewa, bo ten drętwy dialog ją usypia*

- Tylko tą(TĘ!!) noc – odpowiedział zasmucony. – Tylko do świtu.

Ok, możesz przechodzić na inny statek bardzo rzadko, teraz skorzystałeś z tej okazji, możesz zostać z Elką i jej załogą na jedną noc... Jest jakaś szczególna przyczyna twojego przybycia? Powinna być, nie sądzicie? Chociażby jakaś przygoda, walka, coś takiego. No to teraz uważajcie, żebyśmy się nie zdziwili:

Turnerowie leżeli na miękkim, wygodnym łożu.

Właśnie tak, moi drodzy. Wiluś przyszedł (czy tam przyleciał, whatever) do Elki tylko po to, żeby się z nią poseksić. No bo nie oszukujmy się, co innego mogli robić na miękkim, wygodnym łożu?
(tak, wiem, są inne możliwości, mogli sobie po prostu poleżeć, abo co, ale ja w to nie wierzę)

Mogli też tam spać. To całkiem logiczne. Bo właśnie po to wymyślono łóżko: żeby na nim spać.

 Elizabeth oparła głowę o ramię męża. On zaś przeczesywał palcami jej skręcone blond włosy.

*próbuje sobie to wyobrazić i ma z tym problem* 
Oh God, aŁtorko, napisz jeszcze kilka razy, że Elka jest blonynką, bo za pierwszym razem to do mnie nie dotarło.

Ta akcja...

 Nic nie mówili, lecz myśleli o tym samym.

Mają dla siebie jedną noc i co robią? Nic nie robią, nie rozmawiają, nie korzystają z czasu, jaki im pozostał. Elżbieto, Wilusiu, myśleć możecie potem, jak już się rozstaniecie, teraz lepiej działajcie! 
http://images.wikia.com/trollpasta/images/1/10/If_you_know_what_I_mean.png

Raczej cię nie posłuchają, wiesz?

 A mianowicie, żeby ta chwila trwała wiecznie, żeby tak już zostało i było zawsze.

Ta głEMbia. Ej, to trochę bez sensu, babeczki, chciałybyście, żeby przez całą wieczność wasz facet nic nie mówił? Facetów nie pytam, czy chcieliby, żeby ich kobiety nic nie mówiły, bo tu odpowiedzi mogą być różne...

Znudziłoby się wam, serio. Co do facetów, to pewnie woleliby, żeby ich kobiety się nie odzywały.

 Małżeństwo po kilku minutach milczenia zaczęło rozmawiać, po czym zasnęło…

No to faktycznie, wspaniale wykorzystali ten czas. Ach, te emocje, normalnie tak mnie ciekawią i interesują losy naszych trólawerów, że ja pierniczę.
http://troll.me/images/big-empty-room/wow-look-at-all-the-people-who-care.jpg

*ramiona jej opadły po tym opisie*

Noc była spokojna i bezwietrzna, ale mijała bardzo szybko.Zaczęło świtać.

Tak szybko mijała, że aż spację zassało. A jak spali zamiast... ehm, zajmować się czymkolwiek innym, to nie dziwota, że noc im szybko minęła.
Ej, to jak noc nie jest bezwietrzna, to mija wolniej? Ciekawy pomysł, aŁtorko, sprawdzałaś to kiedyś?

Chyba nie, ale who cares?

 Promienie wschodzącego słońca obudziły Elizabeth i Willa.

Które to już opko, w którym promienie słońca występują w roli budzika?

Straciłam rachubę po setnym.

- Już czas – rzekł Will.

To takie smutne i dramatyczne! Już mam się wzruszać, czy dopiero przy scenie pożegnania?

Nie mam pojęcia. A ja się zaraz zaziewam na śmierć.

Wstał, założył buty i zarzucił na siebie granatowy płaszcz.

A zrobił letki makijaż?
No co, przyzwyczaiłam się do opisów porannych czynności z letkim makijażem włącznie!

Teraz jeszcze powinien mieć szesnaście lat i zejść na śniadanie.

 Elizabeth również  opuściła łóżko, na którym jeszcze przed chwilą leżała obok męża.

Nie, kuźwa, obok panny Stanisławy i pana Helmuta. I obok nadprogramowej spacji (a poszła mi stąd!).

Te...opisy...są...takie...drętwe...

 Will i Elizabeth wyszli razem na zewnątrz.

No, to teraz możecie szykować chusteczki. Patrzcie i płaczcie, ja się przyłączę:

Jeszcze raz mocno przytulili się do siebie i pocałowali na pożegnanie. Trzymali się  za ręce.

- Will…Kocham Cię. Nie opuszczaj mnie…- powiedziała pani Tuner ze łzami w oczach.


http://pl.memgenerator.pl/mem-image/to-bylo-wzruszajace-pl-ffffff
Nie skomentuję skaczących spacji, bo za bardzo się wzruszyłam.

Mogłabym powiedzieć, że mam serce z kamienia, ale to naprawdę nie było wzruszające.

- Przecież  wiesz, że musze wracać.

Ogonki literek same się nie zjedzą. :( Wybacz, Elizabeth, ja muszę się nimi zająć. Może mnie otrują i umrę.

Musi wracać, mujeju jej. 

 Pamiętaj, że nigdy Cię nie opuszczę

A to żeś palnął, Wilusiu, przecież ty właśnie teraz ją opuszczasz! xD

Oprócz jaj, najwyraźniej amputowali mu też tę część mózgu, która jest odpowiedzialna za logiczne myślenie.

 i zawsze będziecie w moim sercu, Ty i Johnatan.

Z epitafium mi się to jakoś skojarzyło, nie pytajcie, sama nie wiem czemu.

A ten Johnatan, to kto?

Elizabeth stała wpatrzona w Willa.

Stała tak i stała, wpatrywała się, a on też stał i w końcu oboje umarli z głodu i zmęczenia.
Jak to nie?! Ja już chcę koniec, niech to się już kończy... *maruda mode on*

Ona próbowała przewiercić go wzrokiem na wylot, czy co?

 Tuner otarł łzy spływające po policzku Liz.

Oh, wow, ludzie. Z wikipedii - "Tuner - urządzenie, które ze złożonego sygnału wejściowego wybiera ten jeden, na podstawie którego konstruowany jest obraz lub dźwięk w telewizorze lub radio". Tylko teraz pytanie, gdzie takie urządzenie ma rączki do ocierania łez.

Domontowali xD.

No, potem Wiluś znika w zielonym wirze (czy jakoś tak), pojawia się na Holendrze, Elka gdzieś tam patrzy, Wiluś znika i koniec rozdziału. I dzięki Boru Wszechlistnemu, bo byłam już na granicy załamania nerwowego. Uff.

Następnej części tego potworka raczej nie będzie, bo reanimowanie Red zawsze jest bardzo czasochłonne. Szczególnie po czymś takim.

Z fortecy pozdrawiają Was dwie (nie)miłe panie Forteczanki (dzięki, Marisa). Miłego weekendu!

3 komentarze:

  1. Przeczytałam sobie tę analizkę poraz kolejny i zastanawiam się, co wy macie do imienia dziecka. Przecież aŁtorka wyraźnie wspomniała na początku, że chłopiec ma na imię "Jonatan (Joe)".
    No chyba że czegoś nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na początku aŁtorka napisała, że "Łkające dziecko, mały Jonathan (Joe) to syn Elizabeth i Willa Turnerów". Czyli był Jonathan, tu natomiast mamy Jonatana. No i, w sumie, w życiu nie przyszłoby nam do głowy, żeby imię Jonatan zdrobnić do Joe. Niby to nic, jedna literka w tę, jedna we w tę, ale jednak jakaś różnica jest. Jak aŁtorka nadaje postaci jakieś imię, to niech się tego imienia trzyma.

      Usuń
  2. Hahaha no świetna analiza jak zawsze :D XD

    OdpowiedzUsuń